Cristina nigdy nie przychodzi z pustymi rękami. Przynosi, a to pomarańcze z ogrodu kwaśne jak cytryny, a to banany, z tych malutkich, długości palca, jeszcze zielone, ścięte na dojrzewanie, a to bukiet kwiatów. Ostatnio wkroczyła z owocem guanábana (Annona muricata), a po polsku należałoby powiedzieć z flaszowcem miękkociernistym.