czwartek, 17 lipca 2014

Chrzanu naszego powszedniego...






Kilka dni temu dotarliśmy wreszcie na żuławskie letnisko. Dzwoni Mama z otwarciowym, tym samym co zawsze, konkretnym pytaniem:


- Co robicie?


- Wojtek kosi łąkę, a ja myję chrzan, który właśnie wykopałam.


- Naprawdę nie wolelibyście pojechać nad morze, zamiast siedzieć koło domu.


- Wolelibyśmy, ale nie mamy czasu - odpowiadam zgodnie z prawdą.