czwartek, 16 marca 2017

Moje serce zostało w Hoi An z sałatką z zielonego mango!



Cam Chau to dzielnica Hoi An. Stąd nad morze jest jakieś 20 minut rowerem. Połowę tej drogi jedzie się groblą pośród pól ryżowych. Czasami jest mijanka z motocyklem, a czasami trzeba ominąć bawoła wodnego. Bawoły są nadal używane do uprawy ryżu. Pękate, stalowo-szare z wielkimi rogami! Mimo rogów i olbrzymiej masy wyglądają dobrotliwie i łagodnie. Po obu stronach grobli pracują na polach ludzie. Stoją godzinami zgięci w pół, po kolana w wodzie. Głównie kobiety. W lutym ryż jest na półmetku z trzymiesięcznego okresu wegetacji, więc wygląda jak podrośnięta trawa. Z grobli skręca się na asfaltową drogę, jedną z wylotówek z miasta, co oznacza, że wjeżdża się między samochody, autobusy i motocykle. Na szczęście jest też dużo rowerów - w kupie raźniej! ;o) Prawie każdy hotel oferuje je gościom za darmo. Inaczej trudno byłoby się po Hoi An poruszać. Miasto liczy 120 000 mieszkańców i jest dość rozległe. Malowniczo położone nad rzeką Bon, która wariuje na finale swojej drogi do morza. Tworzy wysepki, zakola, odnóżki. Wygląda na mapie jak poszarpana przez kota koronka.