piątek, 16 października 2015

Cała Polska suszy śliwki!


Po co suszyć śliwki skoro można za 4 złote kupić paczkę gotowych, a po dołożeniu 5 złotych mieć je w wersji eko czyli bez dwutlenku siarki? W podobnej cenie można szpanować suszonymi śliwkami, które chełpią się Chronionym Oznaczeniem Geograficznym (ChOG) i są to małopolska suska sechlońska i śliwka szydłowska. Te dwie ostatnie oprócz tego, że są suszone, zostały także uwędzone. No więc po co zawracać sobie głowę suszeniem w domu? 



Zadawałabym sobie to pytanie do dziś, gdyby nie nasze żuławskie śliwy, które co roku obsypują się owocami, wprowadzając nas w zakłopotanie graniczące z paniką, gdy nadchodzi czas zbioru! Robiłam konfitury, mroziłam i rozdawaliśmy ile się dało. Na wiosnę okazywało się, że słoiki jeszcze stoją w spiżarni, a drzewa znów kwitną… Wreszcie, w ubiegłym roku wpadliśmy na pomysł na miarę zamiany wody w wino, a mianowicie zamiany świeżych śliwek w suszone! Voila! Pierwsza partia trafiła na kaloryfer olejowy, a dokładnie na kamienną płytę położoną na nim dla zwiększenia powierzchni suszenia (ratowaliśmy się kaloryferem, bo akcja rozgrywała się w wiejskim domu, gdzie nie mamy dużego piekarnika). 




Po kilku dniach suszenia nadszedł czas prawdy! Okazała się ona, co czasami prawdzie się zdarza - objawieniem! Nasze śliwki były boskie! Nie smakowały jak te kupowane w sklepach! Miały w sobie niebiańską wprost słodycz i piękny złocisto-pomarańczowy środek. Uzależniały! Były bardziej wysuszone niż te sklepowe, bo baliśmy się, że niedostatecznie odparowana woda może spowodować gnicie i pleśnienie. Czas pokazał, że nasze obawy były nieuzasadnione, bo w ciągu kilku tygodni po śliwkach z dwóch dużych drzew i dwóch malutkich nie było śladu i nawet gdyby chciały, to i tak nie zdążyłyby się zepsuć!

Sukces testowej partii został przypieczętowany kupnem suszarki do owoców, ułatwiającej proces suszenia i zwiększającej wydajność „fabryczki”! Jeżeli ktoś potrzebowałby podpowiedzi jakimi kryteriami kierować się przy wyborze dehydratora, zapraszam TU bo sumiennie przeanalizowałam możliwości dostępnych urządzeń.



Poza bajkowym smakiem, suszone śliwki mają wiele dobroczynnych właściwości! Regulują trawienie, co chyba powszechnie wiadomo! Ale poza ułatwianiem czynności fizjologicznych, o których raczej nie dyskutuje się w eleganckim towarzystwie, suszone śliwki pełnią dużo ważniejszą rolę! Dzięki błonnikowi (w tym przypadku pektynom) i kwasom organicznym - winowemu i jabłkowemu oczyszczają przewód pokarmowy, zmniejszając  ryzyko wystąpienia nowotworu jelita grubego.

Śliwki mają witaminy z grupy B, które działają kojąco na nerwy i łagodzą stresy. Zawierają ważne składniki mineralne - potas, żelazo, magnez, wapń i fosfor. Polifenole znajdujące się w ciemnych odmianach śliwek wykazują silne działanie antyoksydacyjne, a więc znowu działanie antynowotworowe. Podobne właściwości mają witaminy A i E, których też jest w śliwkach sporo, a w suszonych owocach ilość witaminy A wzrasta aż pięciokrotnie. Jedyna wada - są dość kaloryczne - 260 kcal/100 gr, więc trochę trzeba trzymać się w ryzach!

 

Jednak warunkiem zachowania wartości odżywczych w suszonych owocach jest odpowiednie obchodzenie się z nimi - najważniejsza jest  temperatura suszenia, która nie powinna wynosić więcej niż 45 stopni! Dlatego z niemałym zdziwieniem przeczytałam, że słynne śliwki szydłowskie (ChOG) suszone są w temperaturze od 45 do 90 stopni Celsjusza! Nie chcę wiedzieć, co robi się ze śliwkami „bez rodowodu”!

Podsumowując, jeśli chcecie mieć pod ręką pyszną i zdrową przekąskę, ususzcie sobie śliwki! Sprawdzą się w mieszankach muesli, jako element drugiego śniadania do pracy czy do zagryzania nerwów na horrorze w kinie domowym! Węgierki, które są teraz w sprzedaży są najsłodsze w całym sezonie! Nie potrzebujecie inwestować w suszarkę (choć to wydatek do 100 zł), można ułożyć na kilku poziomach w piekarniku i suszyć w temperaturze 50 stopni przy lekko uchylonych drzwiczkach (realnie temperatura będzie nieco niższa!).

U nas suszarka chodzi pełną parą przez całą dobę! Jemy świeże śliwki, ale podkradamy też te dopiero co ususzone! Ach, jak trudno im się oprzeć! 




5 komentarzy:

  1. Uwielbiam śliwki, a takich suszonych w domu jeszcze nie miałam okazji spróbować, z chęcią bym to zrobiła oczywiście!!! U nas śliwa jeszcze młoda, ale jak obrodzi za rok to suszenie ma gwarantowane!!! Wystarczy doba na och ususzenie? Jakiej mocy posiadacz suszarkę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Suszarka ma 245 W, ale moim zdaniem, moc jest ostatnim kryterium, jakie warto brać pod uwagę! W przypadku suszenie owoców nie ma sensu przekraczać temperatury 45 stopni, bo zabija się wszystkie witaminy. Poza tym, nawet przy ustawieniu na najwyższą temperaturę np. do suszenia grzybów, suszarka doskonale daje sobie radę! Jeśli myślisz o kupnie suszarki, to kliknij w link w tekście wyżej, do mojego postu z ubiegłego roku, gdzie pisałam, na co warto zwrócić uwagę przy zakupie suszarki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne zdjęcia :) Co do suszenia śliwek to jakoś nigdy nie miałam do głowy do takich spraw ale może w koncu trzeba się temu przyjrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliwki węgierki są jednym z moich ulubionych owoców. :) Do dziś pamiętam jak zrywałam je w babcinym sadzie i najadałam się nimi. :) Przyznam, że nigdy nie podjęłam się ich suszenia na zimowe zapasy. Zawsze korzystam z gotowych, ale z tego co u Ciebie przeczytałam, już wiem, że zdecydowanie lepiej samemu je ususzyć. Spróbuję! :) A, takie zdjęcia bardzo działają na moją wyobraźnię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo zachęcam! Smak jest nie do opisania! Pierwszą próbę możesz zrobić bez inwestowania w suszarkę. Wystarczy piekarnik ustawiony na 50 stopni i lekko uchylone drzwiczki. I jeszcze cytat z maila od mojej koleżanki, która dostała paczuszkę śliwek. Mońka to jamnik ;o) „Nic nie przebije Waszych suszonych śliwek. Są GENIALNE !!!! Jak się dorwałam, to poszło chyba pół paczki. Mońka też oszlalała na ich punkcie, bo hipnotyzowała mnie wzrokiem, żeby dać jej chociaż okruszynkę :-)”

      Usuń