Co robię, gdy wracam z łubianką truskawek do domu, a tam taka sama jest już zaparkowana przez Pana Domu? Czterem kilogramom truskawek nie damy rady! Wsłuchuję się w siebie - nie jestem w nastroju konfiturowym - jest późno, nie chce mi się. Może je zmiksować i zamrozić - rozmyślam. To najlepszy sposób na truskawki. Taki mus, po rozmrożeniu, ma moc teleportowania człowieka do jednego z ciepłych czerwcowych dni, wywołując halucynacje spowodowane zapachem i smakiem świeżych truskawek. Tak! Zmiksuję was - mówię do nich! Ale zaraz, zaraz… Mamy zaplanowanych gości, będzie trzeba wydać deser, a więc może jednak nie zostaniecie musem. Nie! Będziecie sorbetem! To znaczy postać musu was nie ominie, ale będzie to tylko jeden z etapów reinkarnacji!
Wyciągnęłam robot. Zmiksowałam zawartość jednej łubianki z odrobiną cukru (tak ze 3 łyżki, ale można nie dodawać, jeśli truskawki są bardzo słodkie) i z sokiem z połowy cytryny. Dodałam dwie łyżki wódki, można spirytus (alkohol poprawia konsystencję). Przelałam truskawkową masę do plastikowego pojemnika i ukryłam go w zamrażarce.
Żeby z musu powstał sorbet, trzeba go kilkakrotnie mieszać w trakcie zamrażania. Przepisy powiadają, żeby pierwsze mieszanie zrobić po pół godzinie. Ale dwa kilogramy zmiksowanych truskawek po upływie tego czasu były nadal w postaci płynnej (przy temperaturze zamrażarki minus 28 stopni). Kolejne pół godziny nie przyniosło widocznej zmiany. I kolejne też nie. Zrobiło się późno i zdecydowałam, że idę spać, zaprzysięgając jednocześnie Pana Domu, który jest jeszcze bardziej nocnym markiem niż ja, żeby za jakiś czas zamieszał truskawkową masę, a kolejne mieszanie zrobię ja, jak wstanę.
Rano, zanim jeszcze cokolwiek, pobiegłam do zamrażarki, żeby zobaczyć efekty nocnej działalności Pana Domu. Z zamrażarki wyjęłam pojemnik wypełniony czerwonym betonem. Zaczęłam tę bezduszną powierzchnię skrobać łyżką, ale udawało mi się zdejmować jedynie nanowarstwę! Zastanawiałam się czy nie wziąć noża i nie iść z nim do sypialni…! No więc wzięłam nóż i zaczęłam nim dźgać czerwone ciało stałe. O dziwo, zaczęło ulegać. Nawet dość łatwo. Wykroiłam kilka plastrów i wrzuciłam do miksera, bo o mieszaniu nie było w tym stanie mowy! Skręciło się w chropowatą masę, o jaką mi chodziło. Spróbowałam! Pycha!
Po godzinie zamieszałam sorbet jeszcze raz. Piszę sorbet, bo bliżej już mu było formy docelowej niż pierwotnej! Prawie spóźniona, ale z ulgą, że osiągnęłam, co chciałam, wybiegłam na umówione spotkanie. Po powrocie do domu (po kilku godzinach), powtórzyłam czynność. Wiedziałam już, że mam deser dla gości i zaczęłam fantazjować na temat ekspozycji! Acha, Pan Domu przesłuchany w związku z niedopełnieniem obowiązków, zaklinał się, że tuż przed pójściem spać zaglądał do truskawek, które nadal się ruszały… Zachodzę w głowę gdzie też ON zaglądał? ;o)
Reasumując, zrobienie sorbetu to żadna filozofia, ale dobrze być w pobliżu niego w ciągu 4 - 5 godzin od wstawienia do zamrażarki i mieszać od czasu do czasu. Jeśli wydanie planowane jest na ten sam dzień, wystarczy wyjąć sorbet tuż przed nakładaniem do naczyń. Jeśli robimy sorbet na nieokreśloną przyszłość, dobrze wyjąć go jakiś kwadrans przed podaniem, żeby dawał się nakładać w postaci zgrabnych kulek.
Powyższy przepis dotyczy wszystkich miękkich owoców, tyle tylko, że te kwaśne będą wymagały więcej cukru.
Teraz jest wszystkich ulubiony czas w roku ;o) To zarazem najlepszy moment, żeby powalczyć z wolnymi rodnikami, które mówiąc najogólniej zjadają nas od środka. Najskuteczniejsze w tej walce są przeciwutleniacze, zwane antyoksydantami. Najwięcej ich siedzi w świeżych warzywach i owocach. A wiadomo, że teraz są najlepsze! Szczegółowo pisałam o tym już rok temu. Jeśli ktoś chciałby się umotywować do boju, to zapraszam TU: Bardzo ciekawe rzeczy!
Dla wtajemniczonych, którzy przeczytali o walce z wolnymi rodnikami, wartość truskawek w skali ORAC to 4 302. No to do boju!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz