wtorek, 6 stycznia 2015

Powrót do korzeni!

Jak wiadomo święta, a zwłaszcza przygotowania do nich, są po to, żeby na haju (czytaj w sklepach, korkach i przy garach) przetrwać listopadowo-grudniowe depresyjne ciemności. Dzisiaj dzień jest dłuższy od najkrótszego aż o 14 minut i w zasadzie można by już zacząć myśleć o lecie ;o) a jeśli tak, to należy zwrócić się ku lekkostrawnym posiłkom nadającym ponownie naszym sylwetkom delikatność płatka róży!


Spotkałam ostatnio dawno nie widzianego kolegę, co tam kolegę - technologa żywności Roberta Wieprzkowicza-Rzewuskiego, u którego jadłam kiedyś najlepsze w życiu vol-au-vent'y. Z lotem na wietrze nie mają wiele wspólnego, bo ciasto francuskie do najlżejszych nie należy, ale te rozpływały się w ustach i ich błogość rozchodziła się z każdym kęsem po całym ciele. Mimo, że minęło kilka lat, doskonale pamiętam to uczucie i ten smak! Robert jest Czarodziejem!

Robert Wieprzkowicz-Rzewuski
W sposób naturalny nasza rozmowa skierowała się w stronę jedzenia i mojego blogu, którego Robert jest czytelnikiem, żeby nie powiedzieć entuzjastą! Od słowa do słowa zaproponował, że mógłby coś ugotować, a ja zrobiłabym zdjęcia i opisała! Tak też się stało i efekt tej kooperacji chciałabym teraz przedstawić, bo dobrze wpisuje się w poświąteczny ascetyczny nurt, chociaż sałatę i zupę będą mogli zjeść wszyscy, a przystawkę tylko ci z BMI do 19.

Kto pamięta scenę z włoskiego filmu Wielkie Piękno, w której nieco groteskowo przedstawiona Święta wyznaje:

- Jem tylko korzenie (Io mangio solo radici).
- Dlaczego? (Perche?) - pyta Pisarz.
- Bo korzenie są ważne (Perche radici sono importanti) - odpowiada Święta.


Skoncentrujmy się na dosłownym sensie tego przekazu - korzeniach jadalnych, bo właśnie korzenie zaproponował Robert jako temat przewodni przygotowywanego posiłku.

Obsadę zupy stanowiły:

wężymord
cebula
ziemniak
plus przyprawy


Wężymord ponoć pomagał w dawnych czasach w przypadku ukąszeń żmij, stąd nazwa. Inaczej korzeń ten nazywany jest skorzonerą, a „r, z” czytane jest jak „ż”. Pochodzi z rodziny astrowatych, a więc na górze jest żółtym kwiatem, bardzo podobnym do mniszka lekarskiego. Korzenie wężymorda zawierają: sód, potas, magnez, wapń, żelazo, fosfor, chlor, karoten oraz witaminy. Pomagają w chorobach układu pokarmowego, ułatwiają trawienie, regulują pracę żołądka. Wężymordy można kupić co środę na Targu Rolnym, przy ulicy Zakroczymskiej 12 w Warszawie, ale trafiają się też na różnych bazarkach, tyle że wyglądem raczej nie zwracają uwagi.


Wężymord, ziemniak oraz cebula zostały obrane przez mistrza ceremonii. To jego ręka na zdjęciu, moja nie jest tak włochata ;o) Uwaga, wężymord farbuje, a więc w kontaktach z nim należy używać rękawiczek! 


Następnie w niewielkiej ilości wody warzywa zostały ugotowane, tak 15 - 20 minut, a potem zmiksowane z udziałem wody, w której się gotowały. Można też przygotować warzywny bulion i wykorzystać go jako rozcieńczalnik.


Następnie Robert zarządził, że dodatkowo zupę trzeba jeszcze przetrzeć przez sitko. Ja bym pewnie dała spokój, ale to on był Szefem! Po przetarciu zupa została przyprawiona ząbkiem czosnku, oliwą z oliwek, solą i pieprzem oraz odrobiną masła. Była bardzo delikatna, lekko słodkawa za sprawą wężymorda, który nawiasem mówiąc, ze względu na zawartość inuliny, jest wykorzystywany jako słodzik przez diabetyków. Jeśli ktoś chciałby bardziej wycofać tę słodką nutę, można użyć więcej ziemniaków. Na koniec zupa została udekorowana prażonymi pestkami z dyni i olejem sezamowym.


Teraz sałata. Jej obsadę stanowiły:

pasternak (bliski kuzyn pietruszki, ale słodszy i mniej „pietruszkowy”)
czarna marchew (to ona była pierwsza na świecie. Dopiero na skutek selekcji i krzyżowania udało się uzyskać marchew w kolorze pomarańczowym, uważanym za atrakcyjnieszy)
żółta marchew
pomarańczowa marchew
oraz
cykoria
koper włoski
pomidorki koktajlowe
ser kozi
plus przyprawy


Trzy kolory marchwi oraz pasternak zostały obrane, umyte, pokrojone i ułożone na blasze. Zostały polane oliwą i posypane pieprzem. Długość pieczenia zależy od indywidualnych upodobań. Te siedziały w piekarniku na 160 stopni około 15 minut i były raczej chrupiące. 



Robert zrobił z nich na talerzu stertkę jak do gry w bierki, dodał liście cykorii, kawałek cieniutko pokrojonego kopru włoskiego, ułożył pomidorki koktajlowe i starł trochę półtwardego sera koziego. Polał to wszystko oliwą i dał mi do ręki widelec. Za chwilę odebrał, bo trzeba było jeszcze zrobić zdjęcie!



Na koniec grzeszna przystawka - kolejność spożywania tych dań może być dowolna. Dość grubą kromkę bułki Robert opiekł przez 2 minuty w piekarniku.


Położył na niej plaster grillowanej papryki. Tę akurat sam marynował, ale można kupić. Trzeba tylko pamiętać, że nie może być to papryka w occie, tylko grilowana i marynowana w oliwie. Na papryce położył plaster koziego sera i zamknął całość w piekarniku na kilka minut, w zasadzie do lekkiego stopienia się sera. Wszystko banalnie proste i nadzwyczajnie pyszne!



Tymczasem świątecznym ślizgiem wjechaliśmy w Nowy Rok, a więc w okres noworocznych postanowień, które podobno realizowane są około dwóch tygodni i byłyby fajne, gdyby nie trwały tak krótko! Ja w tym roku postanowiłam nie martwić się na zapas, bo martwienie się jest znaczącą pozycją w moim portfolio specjalności! Wyszukiwanie potencjalnych przeciwności losu kładzie się cieniem na każdej planowanej przyjemności! W związku z tym zaczęłam się wreszcie od początku tego roku na siłę  cieszyć, że w najbliższą niedzielę jedziemy na Hawaje! Aloha! :o)

5 komentarzy:

  1. Fotografie takie zachęcają, że nawet zjadłbym tego wężymorda. Niezleżnie od tego jak on faktycznie smakuje. Ot co znaczy dobry, obiektywny obiektyw ;-) Kefir

    OdpowiedzUsuń
  2. To fotograf był nieobiektywny ;o) A wężymord smakuje trochę jak szparagi!

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, a ja podejrzewałam wężymorda o moc godną chrzanu, a z racji prozdrowotnej dodawałam mu jeszcze w wyobraźni aromaty równe czosnkowym, a tu proszę- mączne, słodkawe szparagi.

    A nie zapomnijcie się tam dobrze bawić na Hawajach!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile to takich czy innych pomyłek zaważyło na ludzkim życiu ;o)

    Spróbujemy pamiętać, ale w zasadzie powinniśmy najpierw odbyć turnus sanatoryjny w Ciechocinku, żeby odreagować przygotowania!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cytat z klasyczki:" Ja w tym roku postanowiłam nie martwić się na zapas, bo martwienie się jest znaczącą pozycją w moim portfolio specjalności! Wyszukiwanie potencjalnych przeciwności losu kładzie się cieniem na każdej planowanej przyjemności! " Ja też tak mam i pytam, czy są na to jakieś tabletki??!!! Wężymord kojarzy mi się z Harry Potterem i nazwę ma okropną, a z Hawajów nie wolno przywozić kawałków lawy, bo to przynosi nieszczęście ( patrz: M. Wałkuski "Ameryka po kawałku" :)Fedora

    OdpowiedzUsuń