wtorek, 21 października 2014

Dynia Hokkaido czyli zabawy z zupą!

Opowiadał mi znajomy, jak to w latach osiemdziesiątych leciał z Tbilisi do Moskwy. Też był październik. Obok niego usiadł Gruzin, którego bagaż podręczny stanowiły dwie siatki, a w nich dwie wielgachne dynie. Postawił dynie na podłodze, nie wypuszczając siatek z rąk, wyciągnął nogi, nasunął czapkę na oczy i nim jeszcze samolot wystartował, zasnął. Osobliwy bagaż tak zaintrygował znajomego, że jak już samolot doleciał do Moskwy, postanowił zapytać, po co facet targa dynie 1950 km. Na targ - brzmiała odpowiedź. Bez względu na to, ile jest prawdy w tej historyjce, można ją spointować jednym zdaniem! Dynia jest tego warta! 



Przemawiają za tym wartości odżywcze, smak i niebagatelna uroda! Dynia bogata jest w B-karoten 2974 mg/100, który jest karotenoidem - jednym z najsilniejszych przeciwutleniaczy. To właśnie karotenoidowi dynia zawdzięcza swój kolor. Dotyczy to wszystkich żółtych, pomarańczowych lub czerwonych warzyw i owoców. Karotenoidy są także w zielonych warzywach liściastych, które z kolei swój kolor zawdzięczają dominującemu chlorofilowi. B-karoten zwiększa odporność organizmu, a przede wszystkim chroni go przed szkodliwym działaniem wolnych rodników, które są przyczyną chorób m.in. nadciśnienia, miażdżycy, choroby niedokrwiennej serca, zawałów i nowotworów. 


Dynia ma dużą zwartość witamin A, B1, B2, PP i kwasu foliowego, składników mineralnych w tym potasu, wapnia, fosforu, magnezu i jodu, a do tego pozbawiona jest sodu. Dynia wzmacnia układ trawienny. Ma działanie odkwaszające organizm. Pomaga usunąć nadmiar wilgoci z organizmu. Działa leczniczo na wątrobę i nerki - ma właściwości odtruwające i oczyszczające organizm, a więc sprzyja odchudzaniu. Dynie są niskokaloryczne - 28 kcal/100g, ale indeks glikemiczny mają niestety dość wysoki - 75.

Pestki

Pestki, to osobny rozdział. To doskonałe źródło łatwo przyswajalnego cynku, korzystnie wpływającego m.in. na prostatę. Cynk jest potrzebny włosom, paznokciom i jądrom, jak ktoś ma! Mężczyźni potrzebują cynku czterokrotnie więcej niż kobiety. 

Pestki dyni składają się w 30-40% z oleju, który zawiera bardzo dużo fitosteroli i nienasyconych kwasów tłuszczowych, które hamują odkładanie się w tkankach złogów cholesterolu i obniżają poziom „złego” cholesterolu (LDL). Dzięki dużej zawartości kukurbitacynów działających przeciwpasożytniczo, świeże pestki stosowane są przeciwko robaczycy i tasiemcom. 

Niestety w Polsce dynia traktowana jest z nieufnością, a może nawet i lekceważeniem. Wprawdzie z roku na rok staje się coraz popularniejsza, między innymi dzięki Haloween, to do pozycji, choćby kapusty, jej daleko, mimo, że możliwości przechowywania obu pań są podobne, więc nawet do marca mogłaby cieszyć swym przebogatym wnętrzem. Teraz jest idealny moment, żeby przytargać jakąś piękność do domu i przyrządzić ją na jeden z miliona sposobów!

Dynia Hokkaido!

Spośród setek gatunków dyń, ja pokochałam dynię Hokkaido, i to nie dlatego, że przyjaźnię się z Japonką z Sapporo! Dynia Hokkaido, która rzeczywiście pochodzi z Japonii, nazywana jest japońskim kabaczkiem (Japanese Squash), Orange Hokkaido Squash, Baby Red Hubbard Squash, Uchiki Kuri Squash, a na Wyspach Brytyjskich Onion Squash. Ma dwie cechy, dzięki którym tak bardzo ją uwielbiam, a Pan Domu całkowicie podziela moją egzaltację! Otóż ma ta dynia smak pieczonych kasztanów! Są tacy, którzy twierdzą, że to orzechy, ale ja upierałabym się przy kasztanach! Zwłaszcza w wersji pieczona lub grillowana! Drugi powód przemawiający za tą dynią, to brak konieczności obierania jej ze skórki. Ten, kto atakował dynię nożem, rozumie mój zachwyt! 


Zabawa z zupą!

Sezon dyniowy w naszym domu został zainaugurowany zupą! Pierwszym krokiem w tym kierunku jest wykonanie wywaru z warzyw, nazywanego przez Pana Domu bulionem. Bulion celebruje Pan Domu, bo twierdzi, że  wymaga on cierpliwości, skupienia i staranności czyli cech, którymi nie dysponuję w nadmiarze. Jako baczny obserwator, a chwilami podkuchenna, mogę natomiast odpowiedzialnie streścić jak ON to robi. 

Przede wszystkim potrzebna jest porządna porcja warzyw. Nie pęczek włoszczyzny, tylko pół warzywniaka! 

Cały seler, 
dwa pory, 
4 marchewki, 
4 pietruszki, 
pół kapusty, 
3 cebule, 
kilka ząbków czosnku, 
kawałek świeżego imbiru, 
fenkuł (może, nie musi)
liście laurowe, ziele angielskie, pieprz ziarnisty. 
Na tym etapie nie dodajemy soli. 

Gdy wywar będzie gotowy potrzebne będą:
1 opakowanie mrożonego groszku
1 dynia hokkaido 
świeży majeranek
świeża mięta
pieprz i sól

Pokrojone warzywa należy włożyć do dużego garnka, ZALAĆ WRZĄTKIEM, tak, żeby były przykryte, ale żeby nie mogły swobodnie pływać. Do tego dwie łyżki oliwy z oliwek, żeby nie stracić witamin, które nie rozpuszczają się w wodzie, tylko w tłuszczach. 

Bulion ten należy prowadzić na minimalnej temperaturze, żeby się delikatnie grzał, ale nie gotował. Tak przez kilka godzin - około trzech. Bez przykrycia. Co jakiś czas należy podchodzić do garnka, pochylać się, wąchać i zachwycać oraz domagać się zachwytów od innych. To część ceremoniału. Nie jest wskazane mieszanie łyżką czy jakaś inna forma nurkowania w garnku.

Teraz jest czas na dobranie się do dyni. Pan Domu dokonał rozcięcia, a ja pozbawiłam ją pestek i pokroiłam. Pestki, jako cenny wielokierunkowy specyfik, zostały skierowane do suszenia.

Gdy cała warzywna esencja przedostanie się do wywaru należy wyjąć warzywa i przyprawy, albo przecedzić wywar przez sitko. Albowiem potrzebny nam jest tylko płyn. Jeżeli wywaru jest więcej niż potrzeba, część można po wystudzeniu zamrozić i użyć jako bazy do dowolnej zupy w nieodległej przyszłości. Chyba że nagle dojdziemy do wniosku, że zupa w jednym kolorze przestaje nam wystarczać. Taka właśnie refleksja uderzyła mnie znienacka jak piorun Giewont! Jeść jednokolorową zupę to tak, jakby wymagać od miłośnika Mahlera, żeby zadowolił się walcem Straussa, albo oczekiwać, że Himalaista będzie tryskał serotoniną po zdobyciu Łysej Góry! Połowa zupy będzie żółta, a druga połowa… otwarcie lodówki określiło drugi kolor - zielona! 

W tej sytuacji rozlewamy wywar do dwóch garnków. Do jednego wrzucamy pokrojoną (razem ze skórką) dynię, a do drugiego zielony groszek (mrożony) i znowu trzymamy na „małym ogniu”, aż dynia/groszek będą miękkie! Zawahałam się przy słowie miękkie, bo tak naprawdę wystarczy, że nie będą twarde, co jest pewną różnicą. Chodzi o to, żeby straty witamin wynikające z poddawania warzywa działaniu temperatury były jak najmniejsze. Kryterium oceny powinny być możliwości naszego blendera, bo będzie musiał to wszystko zmiksować. 

Miksowanie zaczęłam od frakcji dyniowej, a następnie (dla ułatwienia bez mycia kielicha - odrobina żółtego podbije zielony kolor! Nie działa to w drugą stronę - zielony „pobrudzi” żółty” kolor zupy dyniowej. Miksowanie to moment na fine tuning czyli odrobinę soli i garść posiekanych listków świeżego majeranku do kremu dyniowego, a mięty do groszkowego. 

Świeży majeranek - fantastyczny wynalazek do wszystkich dań warzywnych!

Zupę do talerza nalewaliśmy jednocześnie z dwóch stron, a w wariancie z kółkiem najpierw zieloną potem żółtą. Na koniec dorzuciliśmy zblanszowany szpinak i lekko uprażone pestki dyni. Oba smaki zagrały jak harmonie Cyganów w mediolańskim metrze! 




Zupa krem z dyni, jest daniem bardzo prostym w wykonaniu, choć cykl produkcji wydłuża wykonanie bulionu. Są oczywiście takie wynalazki, jak kostki bulionowe, ale ze względów ideologicznych (przetworzona żywność) i dumę osobistą, tego rozwiązania nie polecam, podobnie jak wywarów mięsnych, które po pierwsze nie są zdrowe, a po drugie okupione cierpieniem zwierząt. 

Dla leniwców, w których obudziła się ciekawość dyni Hokkaido, dobrym rozwiązaniem będzie upieczenie jej lub ugrillowanie. Przygotowanie sprowadza się do przekrojenia dyni na pół, posmarowania oliwą i włożenie jej do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Po około 20 minutach należy skontrolować stan obróbki cieplnej widelcem! Taką upieczoną dobrze potraktować jeszcze kilkoma kroplami oliwy z oliwek, wiórkami sera typu Grana Padano, choć w naszym wypadku był to twardy, dojrzewający ser owczy i można odlatywać! Inne dyniowe szaleństwa jeszcze przed nami, bo do spiżarni zostały skierowane 3 dynie Hokkaido. Żeby przypadkiem nie zabrakło.



2 komentarze:

  1. Naraz dzisiaj z rana
    zupełnie nieoczekiwana

    po cięciach jakie pamięta Cedynia
    pod nóż poszła z Hokkaido dynia

    pyszna była jak ambrozja
    aż rozkoszy nas wzięła erozja

    gdy się ją w parniku warzy
    to na Żuławach gospodarzy

    chwalić należy po wsze czasy
    bo się człowiek robi łasy

    od tej rozkoszy i smaku
    tak Japończyku jak i Polaku

    OdpowiedzUsuń
  2. I pomyśleć, co taka dynia potrafi wykrzesać z człowieka! ;o) Moje zachwyty prozą przy Twoich poetyckich uniesienich są niczym woda w zlewozmywaku przy Czarnym Stawie Gąsiennicowym! Trzeba będzie nakarmić Cię Konrad przy okazji czymś swojskim, może burakami i dać pióro do ręki... ;o) Ciekawa jestem efektów!

    OdpowiedzUsuń