wtorek, 27 stycznia 2015

Hawaje. Pocztówki z Kony!

Dziś wskoczyłam w swoje polskie havaianas, uzbroiłam się w szkło 24-70 mm, światło 2.8, zabezpieczyłam wodę na drogę i jako ten Koziołek Matołek wyruszyłam na poszukiwanie swojego hawajskiego Pacanowa. Towarzysz Podróży, który w minione dni przeholował na falach, postanowił zostać na tarasie i dochodzić do siebie w balsamicznym towarzystwie swoich maili. Poniżej plon meandrowania po okolicy w ciągu trzech godzin! Dziś żadnych przepisów, żadnego wymądrzania się! Same obrazki! No, niektóre z podpisami!





Hawaje, mimo że obfitują w wulkany, w tym najaktywniejszy na świecie Kilauea, są  podobno bardziej narażone na ryzyko tsunami. Kilka dni wcześniej pojawiły się uspokajające komunikaty, że trzęsienie ziemi na wyspie Vanuatu, które osiągnęło 6,9 w skali Richtera, nie zagraża Hawajom (w postaci tsunami właśnie). Na wszelki wypadek wszędzie są znaki wskazujące kierunek ucieczki!
Kolejny Dom Boży do mojej hawajskiej kolekcji! Ten wielkości domku kempingowego.
Akurat gdy robiłam kaktusowi zdjęcie, zajechał właściciel! Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że kaktus był już potężnym kaktusem, gdy pan kupował dom 40 lat temu!
Bananowego domu pilnował wielgachny rudy kot, ale bez temperamentu Anji Rubik! Natychmiast dał dyla w krzaki!
To wóz pocztowy! Nie widać tego, bo w szybie odbija się światło, ale ma on kierownicę z prawej strony, mimo że Ameryka sadza kierowcę tam, gdzie Polska, ale tu chodzi o usprawnienie pracy pocztyliona, który bez wysiadania z samochodu wrzuca korespondencję do skrzynek stojących na skraju jezdni! Objaśnił mi to kilka dni temu Towarzysz Podróży! ;o)
Żywopłot z hibiskusa.
Dziko rosnące papaje! Te oswojone są lepsze od wszystkich dotychczasowych, jakie jadaliśmy w Azji!  Smakują prawie jak mango! Wyczytałam, że jedna tutejsza odmiana Rainbow Papaya, jest modyfikowana genetycznie. Chyba właśnie ta króluje w sklepach! Jeśli taka dobra, to nie może być zdrowa, prawda?
Wjazd do posesji! Chciałabym zobaczyć dom, do którego prowadzą te palmy o srebrnych łbach! Albo przynajmniej właścicieli! Chyba będę musiała się zaczaić!

4 komentarze:

  1. Jaaaakie piękne te siwe palmy śniedziowo- oranżowe. I krotony tak sobie rosną jak u nas pokrzywy- czad!

    OdpowiedzUsuń
  2. Elzo, a czy zorientowałaś się, że ten orange, to słońce, które właśnie chowało się do oceanu?! Rośliny są tutaj takie, że chodzę cały czas z otwartą paszczą i nazachwycać się nie mogę! Dzisiaj stałam pod wielgachnym drzewem całym pokrytym pomarańczowymi kwiatami, takiego kształtu, jak nasze mieczyki. I patrzyłam jak spadały na trawnik. I latały wielkie kolorowe motyle! I wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie! Na dodatek nie było to w dżungli, tylko koło kawiarni, w mieście! Ach, ach...!

    OdpowiedzUsuń
  3. Się zorientowałam, że w :złotą godzinę" ustrzeliłaś te palmy.
    Wyobrażam sobie te kipiące kolory i psychodele i wysokie dźwięki, które wydajesz raz po raz ze szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaję głównie tony niskie i bardzo niskie, bo rozpoczęłam pobyt infekcją i mnie nadal
    w krtani „trzymie”, jak nie przymierzając Adama Małysza na progu ;o)

    OdpowiedzUsuń