niedziela, 27 grudnia 2015

W świąteczno-noworocznym nastroju! Duszona cykoria w musztardowym sosie z winogronami!


Koniec roku jest, jak zawsze, pełen emocji. Magia świąt niczym kwas solny wyżera ludzkie umysły. Pierwsze objawy zbiorowej schizofrenii zaczynają się już w połowie listopada nieśmiałymi dekoracjami sklepowymi zapowiadającymi świąteczne seppuku.


Potem dochodzą religijne pieśni zwane kolędami. Od połowy grudnia nie ma już stacji radiowej, która grałaby cokolwiek innego. Jest jednak w tym obszarze pewna polaryzacja. Rozgłośnie celujące w młodego, zerojedynkowego słuchacza tłuką amerykańskie świąteczne szlagiery, które mają czar różowej waty cukrowej przyklejającej się do palców, natomiast w radiofonicznym parku jurajskim czyli stacjach radia publicznego ogarniętego misją, zawodzą polskie bogoojczyźniane pieśni świąteczne uchodzące za piękne i wzruszające! Tak czy owak nie ma po co włączać radia. Poetka Agnieszka Wolny-Hamkało wyznała kiedyś, że świąteczne pieśni są takie, że ma się ochotę wydłubać im oko. Kilku wydłubałam!

Nie podoba mi się zbiorowy obowiązek uczestniczenia w obrzędach i wytwarzanie ciśnienia, które potem w naturalny sposób uchodzi w postaci dotacji z budżetu państwa na cele religijne. Nie podoba mi się generowane przez media przeświadczenie, że obrządek świąteczny jest oczywisty, naturalny, normalny i powszechny! Wywołuje to odurzenie, jakiemu ludzie, chcąc nie chcąc, ulegają i mało kto ma odwagę powiedzieć, że cznia święta i Wigilię spędzi w szlafroku z książką, a pierwszego dnia świąt pójdzie na rower. Takie wyznanie równałoby się przyznaniu, że jest się Hannibalem Lecterem.

Mało komu w gorączce świątecznych przygotowań przemknie przez głowę myśl, że są wśród nas ludzie, którzy z różnych względów, a często nie z własnego wyboru są sami, albo, stawmy czoła temu okropnemu słowu, samotni. Trzeba naprawdę żelaznych nerwów, żeby znieść tę histerię rodzinności. Ale, ale - jest przecież na stole ten symboliczny talerz, na który kapią łzy wzruszenia! No tak, ale przecież wygrywają ci, którzy nie chcą obcych przy stole!  Polskie święta są hermetyczne jak korpus rakiety kosmicznej. Podobnie jak polska mentalność! Mamy na to ostatnio sporo dowodów!

Kolejnym elementem świątecznego rytuału jest wysyłanie życzeń - teraz na szczęście głównie elektronicznych. Taką potrzebę poczuła w tym roku hurtownia hydrauliczna, w której kupiłam uszczelkę do zlewu oraz wszystkie internetowe sklepy, w których w ostatnich latach zostawiłam swój adres mailowy! Zręczność językowa oraz poczucie piękna autorów większości kartek daje pełen obraz kraju nad Wisłą! Żupany i motyki!

Katalog świątecznych misteriów bierze się, jak wiadomo, z tradycji. Tradycja to KORZENIE! A korzenie, każdy wie, „ważne som”! Tutaj dotykamy już nietykalnej świętości odartej ze zdroworozsądkowej refleksji! Tak się składa, że mam wśród swoich koleżanek kilka dentystek i wiem, że nie każdy korzeń jest dobry! Niektóre korzenie się usuwa, bo lepiej jest bez nich, niż z nimi. Żeby dać przykład - zakorzeniona w Średniowieczu tradycja topienia czarownic zaniknęła wraz z rozwojem nauki i cywilizacji. Handlowanie żywymi karpiami jednak nie chce zniknąć. Barbarzyński ten obyczaj, mimo że zakorzeniony w PRL-u, z którym mało kto chce się utożsamiać, nadal święci triumfy.

Trudno nie wspomnieć w tym miejscu o żywności, którą kupuje się bez opamiętania na świąteczne biesiady, a następnie wyrzuca! Według Banków Żywności, w Polsce możemy wyrzucać 2 mln ton jedzenia rocznie. Statystyczny Polak miesięcznie wyrzuca do kosza jedzenie warte ok. 50 zł, a w święta o 30-40% więcej. Nie próbujmy bagatelizować tych liczb, bo 50 zł na statystycznego Polaka oznacza, że w trzyosobowej rodzinie wyrzuca się 150 zł miesięcznie, a w święta 210 zł. Zmasowany atak żywności pod postacią tradycyjnych świątecznych potraw w ciągu zaledwie 3 świątecznych dni skutkuje obżarstwem, niewydolnością układu pokarmowego i wyrzutami sumienia! Jednym słowem podwójny nelson magii świąt, że tak posłużę się zapaśniczym językiem!

Tymczasem świątecznym ślizgiem wjedziemy zaraz w Nowy Rok, a więc w okres noworocznych postanowień, które podobno trwają około dwóch tygodni i często związane są z reżimem dietetycznym otwierającym drzwi szaf z ubraniami o dwa rozmiary mniejszymi od tych, które aktualnie mamy na grzbiecie. W tym duchu na Sylwestrowy wieczór proponuję efektowną, szybką, zdrową i umiarkowanie kaloryczną sałatę z moją ulubioną w sezonie zimowym cykorią.




Duszona cykoria w musztardowym sosie z winogronami!

3 cykorie
3 szalotki
duża garść ciemnych winogron
puszka tuńczyka w oleju lub wędzonego łososia
ulubione orzechy
1 łyżka klarowanego masła
szczypiorek do dekoracji

Uwaga! Sałatę można wzbogacić serem z niebieską pleśnią, doskonale pasuje, ale dodaje woltów!

Sos
1 łyżka miodu o łagodnym smaku
2 łyżki musztardy z całymi ziarnami gorczycy (nie trzeba szarpać się na drogą francuską, kupiłam pyszną i tanią polską!)
2-3 łyżki soku z cytryny

Piekarnik ustawić na 180 stopni. Szalotki rozciąć wzdłuż na połowy (nie trzeba obierać), posmarować oliwą i włożyć na 20 minut do nagrzanego piekarnika.

Umyte cykorie przeciąć wzdłuż na połowy. Na patelni rozpuścić łyżkę klarowanego masła, ułożyć cykorie rozciętą powierzchnią do powierzchni patelni, przykryć patelnie i dusić 5 minut (niewielki ogień). Po tym czasie wyjąć je na talerz, a na patelnię wrzucić umyte i porozcinane na pół winogrona. Podgrzać przez kilka minut mieszając. Wyjąć.

Na tę samą patelnię z pozostałością smaku cykorii i winogron, włożyć łyżkę miodu i dwie łyżki musztardy. Podgrzewać mieszając do połączenia się obu składników. Stopniowo dodawać sok z cytryny. Sos trzeba spróbować, bo wiele zależy od smaku musztardy, więc ilość soku może być różna. Po osiągnięciu idealnego dla siebie smaku zdjąć patelnię z ognia.

Wyjąć upieczone szalotki. Zdjąć z nich zewnętrzne łuski, wyjąć środki, tak żeby zostały łódeczki. Z jednej połówki można zrobić bez problemu dwie łódeczki. Pozostałe środki szalotek pociąć w cienkie paseczki wzdłuż.

Cykorie ułożyć na talerzu. Łódeczki wypełnić tuńczykiem i układać je między cykoriami. Winogrona ułożyć między cykoriami i łódeczkami. Ułożyć paseczki szalotek, polać sosem, posypać orzechami (zapomniałam o orzechach, dlatego nie ma ich na zdjęciach ;o), szczypiorkiem i czarnym pieprzem. 




Można też nie bawić się w łódeczki, pociąć szalotki wzdłuż, wyłożyć tuńczyka i resztę i zajadać!

Ja w Nowym Roku postanowiłam nie martwić się na zapas, albowiem zamartwianie jest znaczącą pozycją w moim portfolio specjalności i wyszukiwanie potencjalnych przeciwności losu kładzie się cieniem na każdej planowanej przyjemności! W związku z tym planuję od początku roku cieszyć się wszystkim jak głupia, czego i Państwu życzę z całego serca!



2 komentarze: