niedziela, 11 października 2015

Jak uległam knedlom, chociaż nie do końca...


Od kilku dni chodziły za mną knedle. Najpierw je ignorowałam, potem zaczęłam odpędzać! Były nieustępliwe, a nawet stały się bardziej natarczywe! W końcu dopięły swego! Poddałam się! Ale w ostatnim tchnieniu zdeptanej godności zdecydowałam zrobić je z mąki z pełnego przemiału!


W przeciwieństwie do „białej” mąki, która nie ma w sobie niczego, co byłoby warte uwagi, mąka z pełnego przemiału ma witaminy z grupy B, magnez, żelazo i błonnik. Zawsze to jakaś pociecha, gdy ma się w perspektywie węglowodanową, ziemniaczano-mączną ucztę! Ale jeśli chcecie mieć knedle, jakie robiła wam mama, to zróbcie je z oczyszczonej mąki! Te z mąki z pełnego przemiału są jak jamniki szorstkowłose! ;o) 

Prawdziwą niespodziankę naszykowałam jednak na sam koniec! Takiej omasty (jakie ładne stare słowo!) żadne knedle jeszcze nie widziały! Zakładam się, że Drodzy Czytelnicy też nie! ;o) No ale po kolei!




Składniki:

70 dkg ziemniaków (sypka odmiana)
30 dkg mąki pszennej z pełnego przemiału, albo białej
2 jajka
1 kg śliwek węgierek
Soli nie dodaję ze względów zdrowotno-ideologicznych (nawet szczypty, bo szczypty się sumują)

Ilość ziemniaków i mąki jest orientacyjna, bo w zależności od rodzaju ziemniaków, albo trzeba dodać mąki albo ująć! Nic na to nie poradzę!

Omasta:
garść obranych ze skórki i bardzo drobno posiekanych migdałów
syrop klonowy
puder malinowy

Wykonanie:

Obrane ziemniaki gotujemy dzień wcześniej. W dniu robienia knedli przeciskamy je przez praskę lub tak jak ja rozgniatamy widelcem, bo na żuławskim rancho nie miałam lepszego przyrządu ;o) Perfekcjonistki na pewno byłyby zdegustowane, bo nie wszystkie grudki udało mi się rozdrobnić, ale ja uważam, że to dodało moim knedlom naturalności i wiejskiej bezpretensjonalności!  ;o)




Rozdrobnione ziemniaki mieszamy z mąką (mąkę należy dodawać stopniowo, żeby można było zagrać ilością w miarę potrzeby) i jajkami i wyrabiamy ciasto. Jak przestaną nam zwisać  z rąk klabzdry ciasta i zechcą stworzyć jakąkolwiek całość, dzielimy ciasto na kilka części i formujemy z nich wałki o średnicy około 4 cm, a następnie kroimy je na kawałki, z których będziemy lepić knedle. Śliwki mamy już pozbawione pestek, pozostaje tylko formować kulki! Kawałek ciasta rozpłaszczamy, w środku umieszczamy śliwkę i zaklejamy ją naciągając ciasto, a następnie w obu dłoniach toczymy zgrabną kulkę. nie jest to czynoość specjalnie skomplikowana. Od czasu do czasu dobrze podsypać mąkę, gdyby coś planowało się rozklejać.

Po ulepieniu nakładu, gotujemy wodę w dużym garnku i partiami wrzucamy nasze kule na wrzątek. Po wypłynięciu pozwalamy im gotować się około 2 minut, po czym wyjmujemy łyżką cedzakową. Ogień powinien być minimalny, tyle tylko, żeby podtrzymywać wrzenie, bo na zbyt dużym ogniu kulki mogą chcieć przyklejać się do dna, co może prowadzić do ich porwania i teściowa będzie się z was śmiała!

Teraz omasta, którą możemy przygotować jeszcze przed produkcją knedli, żeby wyjęte z garnka od razu jeść. Jestem z tej omasty wyjątkowo dumna, bo sama ją wymyśliłam szukając alternatywy dla wroga smukłości - bułki podsmażanej na maśle i cukru.



Pozbawione skórki i posiekane migdały łączymy z kilkoma łyżkami syropu klonowego, wsypujemy łyżeczkę pudru malinowego i mieszamy. Otrzymaną miksturę wykładamy na knedle! Jest niebiańsko, nieziemsko, nieprawdopodobnie pyszna i wspaniale pasuje do knedlowego ciasta. Równie dobrze spisze się w połączeniu z innymi kluseczkami, na przykład z udziałem sera.
 

Syrop klonowy to wprawdzie w 66 % cukier (naturalny, powstały na skutek odparowania soku klonowego), ale poza tym znajdują się w nim cenne składniki pokarmowe jak cynk, magnez, żelazo, no i mangan, w którego zawartości syrop klonowy znajduje się w czołówce tuż za orzechami laskowymi, włoskimi i płatkami owsianymi. Więc trochę grzeszymy, ale od razu możemy się rozgrzeszać!

Jeszcze słówko o pudrze malinowym. Robi się go z ususzonych malin,  mieląc je w młynku do kawy, tak ja to zrobiłam. Pod warunkiem jednak, że w porę ususzyło się porcyjkę malin. Jeśli nie, to suszone maliny (a nawet zmielone) są w sklepach ze zdrową żywnością, a dwa dni temu widziałam się też z nimi w Almie. W ostateczności można z pudru zrezygnować, chociaż szkoda, bo daje on ten nieuchwytny „twist”.


Zaraz będzie o suszeniu śliwek! To już drugi rok, jak suszę wam o to głowę! Aż do skutku! ;o)


6 komentarzy:

  1. A ów puder malinowy jest- jak nazwa wskazuje sypkim miałem, czy posiada on pesteczki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinien być sypkim miałem, ale wszystko w śmigłach młynka! Owocowy pył możesz zrobić ze wszystkiego o podobnej do malin strukturze czyli dużo wody, mało reszty! Wbrew temu, co możesz sądzić malinowy pył jest dość kwaśny (mimo, że maliny były dość słodkie) dlatego to połączenie ze słodkim syropem jest takie sexy! Maliny jeszcze widziałam na targu! Jakby co, susz w 50 stopniach przy uchylonym piekarniku, albo w suszarce, co oczywiste!

      Usuń
  2. P. S. Wizja Metropolii i chodzących za Tobą knedli niczym szeregu kaczuszek, dobrze mi zrobiła na śnieżny poniedziałek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Elzo,

    po wsi łaziły! W Metropolii uległabym od razu ;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale okrasa , mistrzostwo !!!! Pozwolisz że wykorzystam Twoj patent , jutro bedą u mnie na obiad knedle, chociaż moi najbliżsi za nimi nie przepadają , to te napewno im posmakują

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ, bardzo proszę! Dodatkową zaletą TEJ okrasy, jest to, że smakuje także bez knedli! ;o)

    OdpowiedzUsuń