niedziela, 26 kwietnia 2015

Czosnek niedźwiedzi - wiosenny superfood!


Mamy pod Warszawą zaprzyjaźnioną działkę, właściwie to nie działka, to Tajemniczy Ogród! Właściciel kupił ją wiele lat temu, żeby zbudować na niej dom, a potem doszedł do wniosku, że jednak nie potrafi wyobrazić sobie życia poza miastem i stracił dla działki zainteresowanie.

Wiedząc o naszej słabości do zieleni, dał nam klucz od furtki z prawem wpadania na działkę kiedy tylko nasze dusze tego zapragną. Kiedyś na działce stał mały domek, teraz pozostał po nim tylko dołek. Wszędzie są jednak ślady agrokultury. Za pierwszym razem, a było to kilka lat temu w październiku, odkryliśmy orzechy włoskie, jabłka, małe cierpkie winogrona, obsypany owocami krzew pigwowca oraz gigantyczną kępę marcinków. Wiosną następnego roku prawdziwych odkryć dokonała moja mama! Okazało się, że Tajemniczy Ogród był w bardzo przemyślany sposób zaprojektowany, tyle że zarósł i zdziczał. Kępy zielonych liści, które podejrzewaliśmy, że są konwaliami, okazały się czosnkiem niedźwiedzim (alium ursinum). W ten sposób ta niezwykła roślina znalazła się w naszym życiu!



Liście czosnku niedźwiedziego są bardzo podobne do liści konwalii. Pomyłki nie są wskazane, bo konwalia jest trująca, ale roztarcie listka rozwiewa wątpliwości, bo czosnek niedźwiedzi pachnie... CZOSNKIEM!

Od wieków znany jest w Azji - bardzo chętnie stosują go Chińczycy. Niegdyś popularny był bardzo w całej Europie, a teraz uprawiają go Austriacy, Francuzi, Szwajcarzy i Niemcy. Czy obywatele wymienionych krajów to potwierdzają? ;o) Jecie czosnek niedźwiedzi?

Czosnek niedźwiedzi ma tyle zalet, że powinien znaleźć wyznawców także w Polsce! My już zaimplementowaliśmy cebulki na żuławskiej wsi i czekamy na rozwój plantacji! Czosnek niedźwiedzi rośnie w Polsce także dziko, zwłaszcza na południu w bukowych lasach. Trzeba pamiętać, że na mocy rozporządzenia Ministra Środowiska z 5 stycznia 2012 roku jest pod ochroną, co oznacza, że jeść można tylko ten wyhodowany w ogrodzie.



Jedno ze stanowisk czosnku niedźwiedziego pod mirabelką.

Czosnek niedźwiedzi jest jedną z pierwszych roślin, jakie pojawiają się wiosną. Podobno wybudzone z zimowego snu niedźwiedzie raczyły się liśćmi czosnku - stąd nazwa. Ma z grubsza takie same właściwości jak czosnek pospolity (allium sativum), ale w pewnych kategoriach bije go na głowę. Ma pięć razy więcej związków siarki i jest uznawany za najbogatszą w ten minerał roślinę w Europie. Związki siarkowe aktywują enzymy odpowiedzialne za odtruwanie organizmu z pestycydów, metali ciężkich, i innych toksycznych związków. W dzisiejszych czasach bardzo praktyczne działanie!



Decydując się na uprawę czosnku, trzeba pamiętać, że radzi on sobie w terenie bardzo dobrze i ma skłonność do dominacji. Tu o przetrwanie walczy pierwiosnek.

Inna substancja o prawdziwie cudownych właściwościach, której czosnek niedźwiedzi ma aż 20 razy więcej niż inne gatunki czosnku, to adenozyna. Najprościej rzecz ujmując ma ona właściwości witamin A, C i E oraz selenu i jako taka wpływa korzystnie na układ krwionośny, przeciwdziała chorobom nowotworowym oraz pełni rolę naturalnego antybiotyku, zwalczając bakterie.

Do tego wszystkiego nie skutkuje krępującym oddechem(!!!!!), a więc nie dyskwalifikuje towarzysko. I co nie bez znaczenia, jest bardzo smaczny! Taki liść z charakterem! Nasi przyjaciele, z którymi widzieliśmy się akurat dzień po czosnkobraniu i zostali obdarzeni bukietem liści, już następnego dnia sms-owali, że wraz z dziecięciem spożywali z zadowoleniem do kanapek i sałat!



Zanim stanie się sałatą, jest bukietem!

No właśnie! Jak te liście zjadać? Właściwie na wszystkie sposoby, jakie komu przyjdą do głowy! Najwartościowszy jest oczywiście na surowo czyli w sałatach (ja zbieram małe, młode listki, więc dorzucam całe), fantastycznie pasuje do twarożków - wystarczy posiekać i wymieszać! Pasuje do każdej zupy! Wspaniale podnosi smak każdej kaszy! Dodawany oczywiście po ugotowaniu! Można przygotować jak szpinak czyli zblanszować, dodać trochę oliwy, soli i pieprzu! Dodatek czosnku nie jest już konieczny ;o)

PESTO

Ja robię pesto, ale takie trochę oszukane, bo nie dodaję parmezanu, a zamiast orzeszków pinii dodaję orzechy włoskie, pistacjowe lub migdały. Sera nie dodaję ze względów kalorycznych. Wykonanie jest banalnie proste.

Orzechy lub migdały trzeba zmielić na bardzo drobno w blenderze. Wczoraj użyłam orzechów włoskich, ale uwaga - zmielone skórki orzechów dają gorzkawy posmak, czego nie czuć jak się zjada wyłuskanego orzecha w całości. A więc jeśli komuś to przeszkadza, radzę użyć pistacji albo migdałów (sparzonych i ze zdjętą skórką). Inna sprawa te skórki z orzechów włoskich mają sporo cennych substancji więc może warto polubić!

Gdy orzechy są już zmielone w blenderze, wrzucam pokrojone liście czosnku i wlewam kilka łyżek oliwy. Trzeba zaczynać na wolnym biegu, bo nóż lubi się zatykać, ale wówczas należy obficiej chlusnąć oliwy i pięknie się miksuje. Pesto doprawiam sokiem z cytryny (wczoraj wcisnęłam z połówki), solą i pieprzem. Po przełożeniu do słoika koniecznie trzeba nalać oliwy, żeby pokrywała powierzchnię - chroni to przed pleśnieniem. Tak przygotowane pesto można trzymać w lodowce około dwóch tygodni.

Dziś u nas towarzyszyło makaronowi przy akompaniamencie podduszonych z cebulą boczniaków!





Następny zbiór - jak tylko uda nam się wyrwać z Warszawy na kilka godzin, pójdzie do zamrożenia. Umyte i wysuszone liście trzeba posiekać, wsypać do pojemnika i ukryć w zamrażarce. Mrożenie ma o tyle sens, że po przekwitnieniu, co następuje pod koniec maja, liście stają się twarde, młode nie rosną już tak chętnie, a w lipcu całkowicie obumierają, więc wyżerka się kończy. Choć nic nie stoi na przeszkodzie, żeby cały czas podbierać cebulki. Ale cieszmy się czosnkiem niedźwiedzim póki jest! I niedźwiedzią krzepą, czego wszystkim życzę najbardziej!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz