piątek, 8 sierpnia 2014

Eleganckie kobiety kiszą ogórki!

Kiedy ostatnio leżało u waszych stóp 30 kg ogórków!? U moich kilka dni temu! Nawet jak teraz o tym piszę ogarnia mnie panika! A jak do tego doszło?



Czytelnicy poprzednich odcinków wiedzą, że skarżyłam się na tegoroczny performance letniskowego warzywniaczka. Z grubsza wygląda to tak, że chwasty jak rosły, tak rosną, a posiane i posadzone rośliny pożółkły, skurczyły się i zatrzymały. Buuuuuuuuuuuuuu...



Nasze tegoroczne „zbiory”


EKO SREKO! 

Tu muszę zrobić dygresję i wtrącić swoje pięć groszy do dyskusji na temat EKO. Każdy, co zrozumiałe, chciałby jeść wyhodowane w naturalny sposób, ZDROWE i SMACZNE warzywa i owoce. O szkodliwości nawozów i środków ochrony roślin nie ma co wspominać - wiadomo! Ale jest na to odpowiedź - uprawy ekologiczne. Ceny wywołują skurcz żołądka, ale są chętni, bo zdrowie jest bezcenne! Ciekawa jestem czy ci wszyscy ludzie, którzy jeżdżą na ekologiczne bazarki czy o określonej godzinie, w określonym miejscu ustawiają się w kolejkę, żeby kupić od chłopa, uuups, przepraszam, tych ekologicznych warzyw nie przywozi zwykły chłop tylko Pan Jarek czy Zbyszek, no więc czy ludzie ci ustawiający się w kolejkę, żeby kupić niczym nie pokalane buraki, marchewki, sałaty, selery i inne płody, sądzą, że rośliny te wyrosły bez żadnej chemi, bez nawozów i bez środków ochrony roślin???!!! 

Otóż, NIE MA CUDÓW! Rolnictwo ekologiczne także posługuje się chemią. Tę chemię produkują koncerny, a ekorolnicy jej używają, a nie jak to sobie idealiści wyobrażają, że ekorolnik zbiera skrzyp polny, zalewa go wodą i czeka aż naciągnie, żeby potem popsikać ogórki na mączniaka (grzybicza choroba). Takie sztuki robię ja ze swoimi ogórkami, ale z równym powodzeniem mogłabym dać na mszę! Ekorolnik bierze zbiornik (ładnie się zrymowało ;o) z chemią, który trzyma z dala od dzieci, jak zalecono na opakowaniu, zakłada maskę na twarz, rękawice i płaszcz ochronny i idzie lać w pole! (też ładnie powiedziane). 

Naprawdę ekologiczny jest nasz żuławski warzywnik, zasilany biohumusem i wodą. Wiem ile potrafi wyrosnąć bez wspomagania chemicznego, wiem też jak bardzo zależy to od splotu różnych czynników, jak kombinacja temperatury, wilgotności, słońca itp. W ubiegłym roku nie byliśmy w stanie zjeść ogórków, wyrosły piękne cukinie i fasolka szparagowa. Bywało tak, że jak dojeżdżaliśmy tu ciemną nocą, biegłam z latarką i koszykiem, żeby zebrać powitalne ogórki (jestem ogórkową fanatyczką!), a w tym roku zerwaliśmy  pięć wypierdków. Żaden rolnik, także ekorolnik nie może sobie pozwolić, żeby mu ślimaki w jedną noc zeżarły kapustę, tak jak nam, bo nie będzie miał czym zapłacić za prąd. Musi korzystać z chemii. Powiecie, że to chemia przyjazna dla ludzi i zwierząt, oparta na naturalnych składnikach, np. wyciągach z roślin. Pan Domu ma gotowy argument w takiej dyskusji, przyznaję, że nieco demagogiczny, choć efektowny. Muchomor sromotnikowy też jest w pełni naturalny - mówi on. 

Co do chemii dopuszczonej w rolnictwie ekologicznym - jest mniej zbadana i mniej wiadomo o skutkach jej używania. To akurat jest pewne. Czyli rosyjska ruletka. Tak! Jestem sceptyczna zarówno wobec metod produkcji ekologicznej, jak i uczciwości producentów. System kontroli jest lichy jak ubranka bohaterów Bolesława Prusa, a pokusa, żeby wiecej sprzedać czyli więcej zarobić, jak świat światem nakręcała ludzkość! Moją nieufność do masowej produkcji ekologicznej zaindukował mnie więcej rok temu Marcin Rotkiewicz swoim artykułem w Polityce. Jeśli ktoś życzy sobie konkrety, to proszę bardzo! Włos jeży się na głowie! Są TU.

Pan Waldek

Dosyć grzmotów i błyskawic! Wracajmy do ogórków! Jestem naprawdę przygnębiona ich brakiem. W ubiegłym roku, co rano,  jeszcze w piżamce i ze szczotką do zębów biegłam na grządkę zobaczyć się z nowymi egzemplarzami! Podaż przewyższająca konsumpcję była pakowana w słoiki, żeby zimą nie kupować w sklepach starych kiszonych kapci, tylko otwierać słoiki z chrupiącymi maleństwami! Zaczęliśmy więc teraz zastanawiać się skąd wytrzasnąć „niesypane” ogórki. Zapytaliśmy sąsiada. Dobry strzał, bo okazało się, że sąsiad wie, że pan Waldek, ten co mieszka w domu zaraz koło przejazdu kolejowego, jedzie tylko na oborniku (ciekawe swoją drogą, co jadły te krowy, he he!). Wskoczyliśmy do samochodu i pojechaliśmy szukać Zbawiciela. Znaleźliśmy dom, podeszliśmy do płotu i zawołaliśmy hop hop. Zza chałupy wychynęły trzy kobiety.
   
- Dzień dobry, szukamy pana Waldka - wyjawiamy cel naszej wizyty. 
- Nie ma Waldka! Pojechał do Staśka - słyszymy w odpowiedzi i czujemy się jak swojaki, choć nie znamy ani Waldka, ani Staśka, ani stojących przed nami pań. 
- My w zasadzie w sprawie ogórków - zagajamy delikatnie.
- Ooo, nie ma w tym roku ogórków! To znaczy, Waldek zasiał, ale nie wyrosły. 

Z jednej strony zawód, a z drugiej, jednak jakaś ulga, że to nie nasze błędy stoją za katastrofalnym nieurodzajem. Za kolejną sąsiedzką poradą postanawiamy wyruszyć na giełdę do Pruszcza Gdańskiego. Tam nie możemy liczyć na ogórki z rodowodem, ale postanowiliśmy zaufać intuicji, bo mieliśmy nadzieję na spotkanie z producentem, któremu spojrzelibyśmy głęboko w oczy. 

Giełda w Pruszczu Gdańskim!

Giełda w Pruszczu rozmiaru średniego lotniska, z temperaturą 35 stopnii, pokryta grubym żużlem i z silnymi porywami wiatru, uczyniła z tego wyjazdu prawdziwą przygodę. Gdyby ktoś tamtędy przejeżdżał w niedzielę, to informuję, że jest spory sektor ze starociami, kilka straganów z warzywami i owocami, chemia z Niemiec he he i współczesne Chiny po horyzont. 

Rokowania dla naszych planów raczej słabe, ale moja pierwsza zasada w takich sytuacjach brzmi: nie upadać na duchu! Zaopatrzyliśmy się na pierwszym straganie w nie do końca zimną wodę i ruszyliśmy do boju. Już po chwili uśmiechnęło się do mnie szczęście! Wśród starych gratów rozłożonych na ceracie spostrzegłam talerzyk z krasnoludkiem, który myje żabce plecy! Oj...! Na takiej porcelanie jadałam jako pięciolatka. Mam nawet jeszcze kubeczek. 5 złotych wydało mi się wygórowaną ceną, ale pan twierdził, że talerzyk jest baaardzo stary. Ja na to, że nie taki znowu stary, bo jadałam na takim jako dziecko. Pan westchnął i przyjrzał mi się krytycznie. Za 4 złote talerz stał się moją własnością! Ale nadal nie mieliśmy ogórków! 



Wkrótce szczęście uśmiechnęło się do nas po raz drugi. Tuż poza głównym szlakiem przystanął samochód osobowy w wersji sedan, z bagażnikiem pełnym ogórków! Gdy zaczęliśmy nad nimi medytację, właścicielka przysięgła raz po raz, że ogórki wyrosły o własnych siłach! Tylko dla rodziny, ale obrodziły! Zażądaliśmy przełamania ogórka w celu sprawdzenia czy jest dość zielony i mokry w środku. Był! 

Problemem było co innego. Ogórki były popakowane w worki po 10 i 20 kg. Bosz! Nie planowaliśmy tyle! Nie były też takie maleńkie, jakie lubię, tylko takie jak się zrywa na wsi - żeby się ogórek dobrze mieścił w rękę ;o) Ale byliśmy na ogórkowym głodzie! Ja bym się pewnie zadowoliła dziesięcioma kilogramami, ale Gospodarz był zdeterminowany. Po chwili mieliśmy w bagażniku 30 kg ogórków i 6 kg wiśni. Były takie ładne, a „kobita” sprzedawała tylko na skrzynki! I po 3 zł za kg. Stała tuż obok naszego samochodu. Grzech nie kupić! 

Kopciuszek

Jak ta Kopciuszek, siadłam do drylowania skrzynki wiśni. Z tą różnicą, że Mój Królewicz sadził na łące świerki, no i nie miałam w planach żadnego balu, bo po wiśniach musiałam zarządzić ogórkami, bez najmniejszej nadziei, że zdążę przed północą! 

Wielgachna torba ogórków pojechała Królewiczem na rowerze do pani Teresy, naszej ulubionej sąsiadki ze wsi (u niej też nieurodzaj), która dostarcza nam jajka od szczęśliwych kur, cały gar został naszykowany do bieżącego spożycia w opcji małosolne, reszta przebrana - na mniejsze do słoików i większe do zjedzenia na surowo. 

Ogórki świeże

Tu warto wspomnieć, o co ta cała histeria, skoro ogórki składają się w 97% z wody, więc niewiele zostaje miejsca prawdziwe wartości. Istotnie, jest w nich trochę witaminy C, K i witamin z grupy B. Są źródłem potasu, magnezu, miedzi i manganu. Działają moczopędnie, więc oczyszczają nerki. Są małokaloryczne 12 kcal/100, więc można jeść je kompletnie bezkarnie, no i naprawdę świeże, są pyszne!

Ogórki kiszone

Inna sprawa z ogórkami kiszonymi! Te pokazują pazur! Bakterie kwasu mlekowego powstające w trakcie kiszenia regulują skład mikroflory jelitowej, a więc poprawiają trawienie, usuwają toksyny i wspomagają odporność! Przyspieszają perystaltykę jelit ułatwiając trawienie, a więc wspomagają spalanie kalorii i odchudzanie. 

Witaminy z grupy B, których ilość zwiększa się podczas kiszenia, poprawiają pracę układu nerwowego oraz koncentrację. Ogórki kiszone mają też składniki mineralne m.in. potas usprawniający gospodarkę wodną, a także wapń, magnez, żelazo, cynk czy fosfor. Dzięki nim poprawie ulega również stan skóry, włosów czy paznokci. Jest o co walczyć!

Tyle, a nawet więcej znajduje się w kiszonej kapuście. Szczegóły wraz z przepisem na kiszenie kapusty w domu są TU.


Kisimy!

Ja to robię tak! Po umyciu obcinam ogóraskom oba końce. 

Do wyparzonych słoików wkładam koper, tak żeby dno było grubo pokryte czyli dużo.

Nie żałuję czosnku! Na duży słoik 3 - 4 duże zęby, najlepiej przekrojone

Gotuję wodę i dodaję sól. Do pięciolitrowego garnka sypię ok 6 łyżek soli, nie czubatych, ale też nie superpłaskich.

W połowie słoika dodaję jeszcze gałązkę kopru i kawałek chrzanu, taki wielkości ząbka czosnku.

Ciasno ułożone ogóreczki zalewam wrzącą wodą z solą, Gospodarz zakręca z dociśnięciem i stawia do góry nogami do ostygnięcia czyli zassania.

Bez zażenowania i cienia skromności powiem, że jestem Ogórkową Królową! Rok w rok wychodzą twarde, aromatyczne i mocne! Po otwarciu potrafią syknąć i niczym szampan puszczają bąbelki powietrza! To oznaka MOCY, którą zawdzięczają czosnkowi (dużo) i koprowi (także dużo).



Moja armia - 20 i jeden słoik!

Tzatziki

To jest prawdziwy przebój letnich wieczorów! Łąka daje koncert to znaczy świerszcze trą udem o udo - efharisto świerszcze! - a my grzeszną grzanką nagarniamy tzatziki ze wspólnej misy i popijamy winkiem! 

To teraz przepisik! Potrzebujemy składniki widoczne na zdjęciu.


Jogurt musi być gęsty, co najczęściej oznacza, że jest tłusty, a tego nie lubimy. Okolicznościowo powtarzam, co już wcześniej pisałam, że w jogurcie szukamy dużo białka i mało tłuszczu, ale nie zero, bo wówczas traci te witaminy, które rozpuszczają się w tłuszczach. 

Jogurt na zdjęciach - Bałkański light z budzącym respekt portretem Bułgara na opakowaniu, ma dobrą kombinację (w kategorii gęsty jogurt) białka i tłuszczu, bo 4,5 g białka i 3 g tłuszczu. (Do innych celów wybieram kombinację 5 białka i 1,5 tłuszczu lub podobnie.) Bułgara wyprodukowała Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska Maluta, która jest 7 km od nas w Nowym Dworze Gdańskim, więc jesteśmy eko, bo wspieramy lokalnego wytwórcę! Bułgar dostępny jest w całej Polsce!

Tzatzikowa wersja basic to jogurt, ogórki i czosnek. Ja dodaję natkę (własną), szczypiorek (też własny) oraz miętę (tak samo). Robię też wersję turbo wzbogaconą o koperek i lubczyk.

Do takiej ilości ogórków nie odpalam maszyny, tylko trę na tarce. Obrane oczywiście. Kontent nakładam na ściereczkę o rzadkim splocie i wołam Gospodarza, żeby swoimi mocarnymi rękami odcisnął mokre. To bardzo ważna czynność, bo bez odciśnięcia ogórków otrzymamy chłodnik, a nie tzatziki. Zresztą proszę zobaczyć ile płynu pozyskuje się z porcji ogórków.


Gospodarz wypija izotonik i wraca do świerków, a ja mieszam jogurt z ogórkami, wciskam dwa lub trzy ząbki czosnku (proponuję wciskać stopniowo i próbować, bo można przesadzić), siekam zielone, dodaję świeżo mielony pieprz, a jeśli jesteśmy w Warszawie to łyżeczkę gęstego octu balsamicznego, ale tu nie mieliśmy. 


Dobrze potrzymać tzatziki przynajmniej pół godziny w lodówce przed jedzeniem. Tzatziki kochają się z chrupiącą bagietką! Niestety! Ale też wspaniale akompaniują pieczonej rybie jako sos! Życzę smacznego i idę sprawdzić postępy halibuta w piekarniku! 



2 komentarze:

  1. Potwierdzam- i to na piśmie- Autorka jest Ogórkową Królową
    Jej kiszone to zapowiedź raju.

    OdpowiedzUsuń