środa, 6 kwietnia 2016

Między ananasem, a tamaryndowcem czyli na egzotyczną słodko - kwaśną nutę!

Tamaryndowiec. Złapany na gorącym uczynku w Dominikanie.

Jeśli chcesz zabłysnąć w kuchni i się nie narobić, to jest to danie właśnie dla Ciebie! Ale zanim dojdziemy do przepisu, raport o nadejściu wiosny!

Uwaga SUPERFOOD!

Użytkownicy Facebooka lubiący tamtejszą stronę Silkdressdiet wiedzą, że od pierwszych dni wiosny żyję czosnkiem niedźwiedzim! Te śliczne i zdrowe liście stały się moją miłością kilka lat temu, gdy znalazłam je przypadkiem na zaprzyjaźnionej działce. Moim marzeniem jest, żeby przekonać do nich ponad podziałami wszystkich Polaków! ;o) 





Niestety, samo przekonanie się do nich nie wystarcza, bo nie da się po prostu pójść do warzywniaka i kupić bukietu liści. Jeszcze nie teraz. Mam nadzieję, że za jakiś czas będzie to możliwe. Robię, co mogę! Tymczasem, żeby mieć czosnek niedźwiedzi, trzeba go sobie po prostu wyhodować! Wymaga to pewnego wysiłku, bo należy zdobyć cebulki. Obserwuję z radością, że można je coraz łatwiej kupić! Na Allegro kosztują grosze! W sklepach ogrodniczych na wiosnę są praktycznie wszędzie! Koleżanka mówiła mi, że widziała w OBI. Tylko brać i sadzić. Do ogrodów, do donic, do skrzynek. Trzeba tylko pamiętać, że czosnek niedźwiedzi lubi cień i półcień!


Tak wyglądał czosnek niedźwiedzi w pierwszej połowie marca.
Rozpędzający się czosnek niedźwiedzi - początek kwietnia, ale najlepsze chwile ma ciągle przed sobą!
A to cebulki, które zamówiła Beata na Allegro! Przyjęły się?

Dlaczego tak się przy nim upieram? Powodów jest kilka! Przednówek, który raczej nie słynie ze smacznych i pozbawionych chemicznego dopingu roślin, może dzięki niemu zmienić nieco swoje ponure oblicze!

Czosnek niedźwiedzi jest to roślina o właściwościach podobnych do czosnku zwyczajnego (Allium sativum), a pod pewnymi względami nawet go przewyższa. Zawiera niezwykle cenną substancję, adenozynę, która jest silnym antyoksydantem i ma działanie podobne do witamin A, E, C oraz selenu.

Do tego czosnek niedźwiedzi ma najwięcej, ze wszystkich europejskich roślin, związków siarki. Pięć razy więcej niż czosnek zwyczajny! Siarka to pierwiastek mineralny, który zajmuje czwarte miejsce w hierarchii makroskładników niezbędnych człowiekowi do życia. Działa przeciwzapalnie, ułatwia regenerację chrząstki i przywraca sprawność stawów. Siarkę zaleca się przyjmować przy kuracjach odtruwających wątrobę, ponieważ zwiększa wydzielanie kwasów żółciowych oraz wiąże nikotynę i metale ciężkie w związki, które są wydalane z organizmu. Siarka wreszcie, jest podstawowym składnikiem keratyny - białka skóry włosów i paznokci, oraz kolagenu, który odpowiada za młody wygląd skóry.

Podsumowując, czosnek niedźwiedzi jest zdrowy, pyszny i wszechstronny. Jak mało co zasługuje na określenie SUPERFOOD! Może występować posiekany na kanapkach i w twarożkach, całe liście można dodawać do sałat, a zmiksowany z oliwą zamieni się w pesto do makaronu. 


To czosnek niedźwiedzi sfotografowany przez Stefana (dziękuję raz jeszcze ;o) pod Wiedniem pod koniec marca. W Austrii jest to bardzo popularna i lubiana roślina. Uprawiana w ogrodach, ale zbierana także dziko rosnąca, bo nie jest pod ochroną.

Dziko rosnący jest pod ochroną, ale w ogrodach można szaleć! Jedna wszakże uwaga! Po przekwitnięciu, czyli w polskiej szerokości geograficznej, mniej więcej w połowie czerwca, liście schną i obumierają. Trzeba to wziąć pod uwagę wybierając dla czosnku miejsce, bo nie będzie raczej ten skrawek ziemi ozdobą ogrodu. Aż do kolejnej wiosny! Inna sprawa, że w cieniu, który lubi czosnek i tak jakieś wybitne piękności by nie wyrosły. I jeszcze małe ostrzeżenie. Liście czosnku są bardzo podobne do liści konwalii, która jest trująca. Moim zdaniem nie sposób ich pomylić, bo czosnek pachnie po czosnkowemu i nie rodzi wątpliwości, ale jak nam zerwany liść nie, pardon, zaśmierdzi, to znaczy, że to konwalia! W ubiegłym roku też pisałam o czosnku niedźwiedzim. Jest TAM przepis na pesto, a także kilka innych podpowiedzi, co z czosnkiem robić.

Od połowy marca jemy czosnek niedźwiedzi codziennie, choć nie ma go jeszcze tak dużo, bo nadal jest dość zimno. Kilka dni temu zabawiłam się w zawinięcie roladek. Na kilku liściach położyłam plastry wędzonego łososia, posmarowałam serkiem Almette (może być też Piątnica) wymieszanym z posiekanymi migdałami i koperkiem, a następnie zwinęłam i spięłam wykałaczką. W niektórych dodatkowo ukryłam jajeczka przepiórcze albo awokado! Te grubasy trudniej się zwijały. Ale warto było walczyć, bo zebrałam zasłużone komplementy ;o) 





ROBIMY ZIELNIK! 

Wiosna to też pora na rekultywację zielnika, albo założenie nowego, bo mało jest w życiu takich przyjemności jak własne zioła na wyciągnięcie ręki. Te z kolei kochają słońce! Mój zielnik to skrzynia po amunicji kupiona rok temu na Allegro. Zimowała na zewnątrz przykryta agrowłókniną, ale odnotowałam poważne straty. Przemarzł wawrzyn czyli liście laurowe (było do przewidzenia, nie wiem na co liczyłam), padł rozmaryn, lubczyk i majeranek, ale pięknie odbija estragon i oregano. 

To właśnie zielnik, który aktualnie liże rany po zimie. Na zdjęciu pełnia lata 2015

Między miętą a lawendą. Pan Ryjek.

Szczypior z cebulek kupionych w Lidlu ma około dwóch tygodni i za chwilę ogłoszę klęskę urodzaju! Ten z kolei został zagospodarowany w skrzynce po winie. Na sadzenie ziół jest teraz bardzo dobry czas. A jak im się zapewni słońce i wodę będą rosły jak głupie.

Nie zapominajmy też o jadalnych kwiatkach, bo z każdego talerza czynią dzieło sztuki. Ja posadziłam już bratki. Planuję stokrotki i nasturcje. Śliczne są kwiatuszki ogórecznika! Dodatkowo jego młode liście można dorzucać do sałat. W ubiegłym roku posadziłam kilka sadzonek na Żuławach. Bardzo smakowały mszycom. Dopiero w sierpniu bestie odpuściły, albo ktoś je zjadł! W sensie - mszyce zostały zjedzone!



Zaraz będzie kwitł lilak powszechnie nazywany bzem, którego kwiaty też są jadalne. Poza tym nasturcje, fiołki, nagietki czy chabry. Ale z kwiatami do jedzenia radzę zachować czujność, bo niektóre są trujące - ot choćby taki hiacynt czy konwalia! Dla amatorów kwiatów w jedzeniu jest dobra wiadomość! Pojawiła się właśnie książka na ten temat. Małgorzata Kalemba - Drożdż "Jadalne kwiaty", Wydawnictwo Pascal. Może być pięknie na stole w tym sezonie!



Przed przepisem, jeszcze jeden przystanek. Do niektórych dań, które proponuję na tych łamach, potrzebne są egzotyczne składniki. Piszę o tym, bo ktoś mi marudził, że daję trudne zadania ;o) Zawsze są to produkty, które można kupić w Polsce. Weźmy tego tamaryndowca. Pastę kupiłam w Carrefurze, tyle że jednym z tych większych. Bez problemu jest do kupienia w sklepach z egzotyczną żywnością, typu Kuchnie Świata. Jest to czysta pasta bez żadnych dodatków, może mieć pestki, dlatego wskazane jest przetarcie przez sitko.

Tamaryndowiec nazywany powidlnikiem indyjskim jest dużym, dorastającym do 20 metrów wiecznie zielonym tropikalnym drzewem. Nie ma ono jakiegoś wyjątkowego atrakcyjnego pokroju, ale listki z bliska prezentują się całkiem atrakcyjnie. Owocem jest brunatny strąk wypełniony miąższem. Miąższ ma różowo - brązowy kolor, orzeźwiający kwaskowy smak i przyjemny aromat. Młode owoce są dość kwaśne, ale dojrzewając nabierają słodyczy. Tamaryndowiec świetnie pasuje do curry, duszonych warzyw, pikantnych zup, które mają mieć kwaskowy posmak, sosów do potraw z owoców morza i ryb. Jest bardzo popularny w kuchni tajskiej oraz w zasadzie w całej Azji Południowo-Wschodniej oraz na Karaibach.

Tamaryndowiec ma zastosowanie jako naturalny środek leczniczy. Ma działanie wykrztuśne, przeczyszczające i wiatropędne. Oczyszcza organizm z toksycznych produktów przemiany materii i wspomaga proces trawienia.

100 g owoców zawiera 239 kcal, w tym 62,5 % węglowodanów, 2,8% białka i 0,6% tłuszczu. Owoc jest bogatym źródłem witamin: B1, B2, PP i B6, pektyn i soli mineralnych: wapnia, magnezu, żelaza, potasu i miedzi.


To jest właśnie drzewo tamaryndowca we wczesnej fazie owocowania.

A teraz curry z ananasem, tamaryndowcem, krewetkami, kurkumą i mleczkiem kokosowym! Robi się w kwadrans! Dlatego dobrze najpierw nastawić ryż.

300 gr krewetek obranych z ogonkami
300 gr świeżego ananasa pokrojonego w kostkę
150 gr zielonego groszku
puszka mleczka kokosowego 400 ml
2 szalotki pokrojone w piórka
2 łyżki czerwonej pasty curry
2 łyżeczki pasty z tamaryndowca
2 łyżeczki kurkumy w proszku
1 łyżeczka sosu rybnego
1 łyżeczka syropu z agawy



Mleko kokosowe podgrzewamy w garnku, dodajemy pastę curry, pastę z tamaryndowca (przecieramy ją przez sitko, bo zdarzają się pestki), kurkumę i  mieszamy do połączenia wszystkich składników. Dodajemy pokrojoną szalotkę, ananasa, krewetki i groszek i dusimy ok. 5 min. Na koniec dodajemy sos rybny i syrop z agawy i gotujemy jeszcze przez 2 minuty. Gotowe!

Jeśli ktoś chciałby polubić stronę Silkdressdiet na Facebooku, gdzie są szybkie informacje, z których nie wszystkie trafiają tu, to zapraszam! TO jest przekierowanie!



7 komentarzy:

  1. jak zawsze bombowo! pozdrowionka, Piotr i Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotr! Mam nadzieję, że tym razem już dojdzie do spotkania! Musisz mi pokazać swoje aparaty ;o) Uściski dla Dziewcząt!

      Usuń
  2. Czosnek się przyjął, choć zastanawiam się, czy go nie przenieść do donic, bo jest ponoć dość ekspansywny. O ile taka ekspansja jest malownicza w lesie, to już w ogródku wolałabym mieć większą różnorodność ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Beata, obserwuję czosnek w akcji od kilku lat. Moim zdaniem, nie masz się o co martwić! Gdyby zostawić go na kilka lat bez „dozoru”, to może zająłby stanowiska innych roślin. Ale jak będziesz go obserwowała, to możesz kontrolować ekspansję wykopując cebulki, które są jadalne i nadają się do użycia przez cały rok - nawet jak nie ma liści! Poza tym czosnek nie lubi słońca, więc takie miejsca są bezpieczne! Donice, to raczej balkonowa konieczność! A w ogóle, to jak mówią Anglicy you have lovely problem to deal with ;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja lubię takie naturalne, piękne zdjęcia! A co do kwiatów jadalnych to mimo, że mam książkę i niby wiem, które można stosować w kuchni, a które nie, to i tak mam jakieś obawy i nie potrafię zrobić tego pierwszego kroku, by wzbogacić moje dania o kwiaty;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pieknie...mi tez się marzą własne przyprawy...jeszcze rok dwa i bede miec swój ogródek. Póki co musi mi wystarczyć bazylia w doniczce na balkonie:)

    www.kobietawielozadaniowa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Czosnek niedźwiedzi jest boski! Ostatnio miałam okazję go spróbować. Akurat robiłam na zajęciach...ser z krowiego mleka i z tym właśnie czosnkiem tworzył świetny duet. :)

    OdpowiedzUsuń