niedziela, 4 lutego 2018

Faworki czyli grzeszne przyjemności. Zima.


Nie jestem niewolnicą tradycji, ale do faworków mam słabość! Wybaczam im nawet to, że są smażone w głębokim tłuszczu, choć na co dzień unikam tej techniki jak ognia, bo są lepsze sposoby na skrócenie sobie życia. No ale raz w roku można!




Do tej pory Mistrzynią Ceremonii była moja Mama, ale w tym roku zastrajkowała. Zaprosiliśmy ją więc w charakterze eksperta i nauczycielki, żeby pod Jej światłym kierownictwem wykonać grzeszny nakład. O umówionej porze wkroczyła z zasadniczą miną, radełkiem w falkę i mąką (nie wiem jaką tam mąkę macie - powiedziała stawiając torebkę na blat)

Nigdy i nigdzie nie jadłam lepszych faworków, niż te robione przez Mamę! Są cieniusieńkie, kruche i rozpływają się ustach! Są ucieleśnieniem angielskiej nazwy - angel wings! Wyobrażam sobie, że tak muszą smakować skrzydła anioła! ;o)

Jest wiele przepisów na faworki. Robi się je z piwem, z masłem, ze śmietaną. W tym przepisie jest mało składników, ale ważna jest technika! No to do dzieła!


Autorką łowickiego pająka, który tworzy na zdjęciu karnawałowy nastrój jest Pani Zofia Siekiera - Artystka Ludowa spod Łowicza. Podobnego pająka kupiliśmy od niej ponad 10 lat temu i przez ten cały czas, to znaczy w sezonie letnim wisiał na honorowym miejscu w żuławskim domu. Niestety wyblakł biedaczek tak bardzo, że trudno już było rozpoznać kolory, więc zapragnęliśmy nowego! Pamiętałam tylko imię i nazwisko Artystki i miałam do dyspozycji narzędzie w postaci googla! Cud prawdziwy sprawił, że wpadłam na trop Pani Zofii, a mianowicie odnalazłam na Facebooku jej wnuczkę. Pani Zofia była poruszona, że ktoś tak bardzo zakochał się w jej pająkach, że zgodziła się zrobić dla nas jednego, choć ze względu na zdrowie przestała je już robić! W ostatni piątek wyruszyliśmy do Łowicza do Pani Zofii i wróciliśmy, nie dość, że z pająkiem, to jeszcze z jeżykami i łańcuchem na choinkę! Dziękujemy raz jeszcze Pani Zofio! :o) 


Składniki:

szklanka mąki (tu była mąka szymanowska typ 480)
4 żółtka
2 łyżki spirytusu
wrzątek do wyrobienia ciasta
cukier puder do posypania
olej rzepakowy do smażenia

Wykonanie:

Mąkę przesiać do misy miksera, wrzucić żółtka, spirytus i na początek 2 - 3 łyżki wrzącej wody. Wymieszać składniki na niewielkim biegu. Po połączeniu składników należy przenieść ciasto na stolnicę, albo inną powierzchnię, na której można będzie je wyrabiać. Celem jest otrzymanie sprężystego ciasta, które nie będzie się kleiło ani do rąk, ani do stolnicy.
 

Na tym etapie może pojawić się potrzeba dosypania mąki, albo wręcz przeciwnie - dolania jeszcze trochę wody. Wiele zależy od wyjściowej wilgotności mąki i rozmiaru jajek. Zatem jeśli ciasto się klei, dosypujemy mąkę bardzo małymi porcjami. Jeśli jest twarde i bardzo oporne, dolewamy gorącej wody. Wyrabiamy tak długo, aż zupełnie przestanie się kleić. Gdy nastąpi ten moment, należy obić ciasto tępym narzędziem - może to być wałek do ciasta czy jakiś tłuczek. Trzeba to robić przez kilka minut, albo do utraty sił! ;o) Można też zmienić zawodnika!

Wyrobione ciasto kroimy nożem na 3 części. Dwie części owijamy folią, żeby nie wysychały! To bardzo ważne! A pozostałą rozwałkowujemy na stolnicy! Bez podsypywania mąki! Na tym etapie potrzeba hartu ducha, bo ciasto jest sprężyste, a trzeba je bardzo cieniutko rozwałkować, tak na milimetr, albo niewiele więcej. Im cieńsze będzie ciasto, tym lepsze będą faworki. Mniej też wypiją oleju! Ale też ciasto nie może się rwać.

Po rozwałkowaniu tniemy (najlepiej radełkiem, które da falisty brzeg, ale można też nożem) ciasto na paski o szerokości 2 - 2.5 cm, a następnie w poprzek, o długości 10 - 12 cm. Rozmiar faworków jest sprawą indywidualną, ale trzeba wziąć pod uwagę, że podczas smażenia powiększają się, a jak są za długie, to mają większą skłonność do kruszenia się.

Każdego faworka nacinamy wzdłuż, tak żeby można było go przewlec przez wyciętą dziurkę. Za duża dziurka sprawi, że faworek będzie kulfoniasty, bo podczas smażenia rozejdzie się na boki!

Na patelnię wlewamy i rozgrzewamy olej. Powinno go być ok. 2 cm., więcej nie trzeba, chodzi tylko o wygodne odwracanie faworków. Dobrze jest na jednym zrobić próbę i sprawdzić czy olej osiągną należytą temperaturę. Oznaką, że temperatura jest dobra, jest natychmiastowe „spuchnięcie” faworka. Smażymy faworki po kilka sekund na każdej stronie i odkładamy na papierowy ręcznik, żeby wsiąkł nadmiar tłuszczu.

Po usmażeniu nakładu z pierwszego wałkowania wymieniamy olej i powtarzamy czynności. Na koniec posypujemy skrzydła anioła cukrem pudrem! Udowadniamy, że mamy klasę i nie zjadamy wszystkiego za jednym podejściem! Smacznego!




2 komentarze:

  1. "Udowadniamy że mamy klasę" - komu - tym smutnym, nie-zjedzonym faworkom na tej samotnej paterze, hę ? .....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha... Poznaję tu jakiegoś Łakomczuszka! Żeby Cię tylko brzuszek nie bolał!;o)

      Usuń